Ukraińska kultura może odnosić sukcesy
Kultura narodowa to pewnego rodzaju mozaika, która u nas, niestety, nie istnieje. Możemy jedynie mówić o posiadaniu materiałów, potrzebnych do jej stworzenia, których jest zdecydowanie zbyt mało. Do tej pory nie wyjaśniono, jaka właściwie ma być kultura ukraińska.
Iryna Sławinska: Czym jest kultura ukraińska?
Andrij Kurkow: Dla mnie to ogół produktu kulturalnego stworzonego na terytorium Ukrainy.
I. S.: Czyli ważne jest uwarunkowanie terytorialne?
A. K.: Terytorialno‑państwowe. Jeżeli artysta jest obywatelem Ukrainy i pracuje w Ukrainie, to tworzy równocześnie ukraiński produkt kulturalny.
I. S.: Nie można w tym momencie nie przywołać kłótni, toczących się wokół kwestii czy rosyjskojęzyczny pisarz z Ukrainy może uważać sie za pisarza ukraińskiego. Czy na przykład Andrij Kurkow jest pisarzem ukraińskim?
A. K.: Ja uważam się za pisarza ukraińskiego, jednak wielu moich kolegów myśli inaczej.
I. S.: Dlaczego?
A. K.: Wielu z nich podziela iluzję, że za ukraińskie można uznać tylko to, co jest czysto etnicznie ukraińskie. Literatura ukraińska może być zatem pisana wyłącznie w języku ukraińskim. Osoby te nie dopuszczają myśli, że kultura ukraińska mogłaby łączyć również inne kultury. Na przykład w ten właśnie sposób starało się zasymilować z literaturą ukraińską małżeństwo Diaczenków – zaczęli pisać w języku ukraińskim. Potem, już nie wiem z jakich powodów, wrócili do rosyjskiego i wyjechali do Moskwy.
Już nawet nie wspominam o obcej dla Ukrainy literaturze tatarów krymskich. Jej pozycja nie jest wynikiem tego, że nie chce ona asymilować się z kulturą ukraińską. Spowodowane jest to raczej tym, że w Ukrainie ignoruje się ją, traktując jak coś obcego. Przedstawiciele kulturowego etnocentryzmu często nie rozumieją, że kultura ukraińska składa się tak naprawdę z twórczości wszystkich mniejszości i narodów, które zamieszkują terytorium kraju.
I. S.: W „The Guardian” napisał Pan, że odczuwa pressure to write in Ukrainian. Czym jest ta pressure?
A. K.: Naciski były zawsze.
I. S.: Kto na kogo naciskał?
A. K.: Ja na nikogo nie naciskałem. To na mnie naciskali i to do tego z dwóch stron. Z jednej strony prokuczmowskie koła i prokremlowska gazeta „2000” nazywały mnie „piątą kolumną”. Uważała ona, że skoro piszę po rosyjsku, to automatycznie muszę być sympatykiem Rosji. W ten właśnie sposób naciskali na mnie zaciekli rosyjscy patrioci jak Ołeś Buzyna.
Z drugiej strony naciskali na mnie koledzy‑pisarze. Niektórzy nawet z trybuny albo ze sceny mówili mi prosto w twarz, że przyjdzie taki czas, kiedy Kurkow zacznie pisać po ukraińsku. Nie chciałbym teraz wymieniać ich nazwisk, ale wszyscy oni szczerze wierzyli, że to co nieukraińskie jest równocześnie obce.
Z tego co pamiętam, tylko jeden raz, wnuczka hetmana Skoropadskiego – Ołena Ott‑Skoropadska, obecna na jednym ze spotkań, podczas którego rozmowa ponownie zeszła na temat mojej „nieukraińskości”, wstała i publicznie stanęła w mojej obronie, mówiąc, że w Ukrainie od zawsze istniała i będzie istnieć literatura rosyjskojęzyczna.
I. S.: Wydawanie Pana powieści w przekładzie ukraińskim to pewnego rodzaju kompromis?
A. K.: Pierwszą próbę podjęto w 2001 roku, gdy zwróciła się do mnie fundacja, mająca powiązania z prezydentem Kuczmą i zaproponowała mi wydanie po ukraińsku mojej książki „Piknik na lodzie”. Po jednym egzemplarzu tej książki podarowano ówczesnym deputowanym. Potem nastąpiły kolejne próby.
Praktyka pokazała, że moje książki wydawane w języku ukraińskim sprzedają się równie dobrze jak rosyjskojęzyczne oryginały. Ukraiński przekład może zatem przynieść nie tylko korzyści polityczne, a również komercyjne.
I. S.: Kiedy dyskutuje się na temat rosyjskojęzycznej literatury w Ukrainie, jednym z argumentów przeciwko niej jest teza, która głosi, że rosyjskojęzyczny autor ukraiński nie może konkurować z pisarzem rosyjskim.
A. K.: A po co konkurować? Dlaczego ci pisarze powinni ze sobą konkurować? Jeżeli spojrzymy na rzeczywistą historię literatury ukraińskiej, która jako realne zjawisko istnieje od końca lat dziewięćdziesiątych, wtedy zrozumiemy, że dziesięcioletni okres od 1991 roku był wypełniony właśnie przez literaturę rosyjską. Rynek był zawładnięty przez książkę rosyjską, dlatego że na rynku ukraińskim istniała próżnia. Nie są temu winni rosyjskojęzyczni ukraińscy pisarze.
I. S.: Dlaczego datuje Pan początek współczesnej literatury ukraińskiej właśnie na koniec lat dziewięćdziesiątych? Przecież jeszcze pod koniec lat osiemdziesiątych można mówić o fenomenie stanisławowskim, Bu‑Ba‑Bu, już wtedy byli przecież znani dzisiejsi guru Jurij Andruchowycz i Oksana Zabużko.
A. K.: Był to jednorazowy towar kulturalny. Zjawiska jako takiego nie było – były poszczególne postaci. W końcu lat dziewięćdziesiątych i na początku pierwszej dekady XXI wieku nadeszło nowe pokolenie dziewcząt i Lubka Deresza, który „się przyłączył”. Ukraina przez dziesięć lat istniała bez literatury ukraińskiej jako szerszego zjawiska.
I. S.: Jakie jeszcze tendencje Pan zauważa?
A. K.: W kulturze czy w literaturze?
I. S.: Tu i tu – ogólnie i w każdej osobno.
A. K.: Specjaliści mogą dyskutować na temat tendencji w ukraińskim malarstwie czy w ukraińskiej animacji, ale mówienie o ogólnych tendencjach w kulturze ukraińskiej jest niemożliwe, ponieważ w Ukrainie nie można odczuć obecności kultury ukraińskiej jako szerszego zjawiska.
I. S.: Co Pan ma na myśli?
A. K.: Kultura narodowa to pewnego rodzaju mozaika, która u nas, niestety, nie istnieje. Możemy jedynie mówić o posiadaniu materiałów, potrzebnych do jej stworzenia, których jest zdecydowanie zbyt mało. Do tej pory nie wyjaśniono, jaka właściwie ma być kultura ukraińska. Samodzielnie istnieje bardzo interesujące malarstwo, tworzone przez artystów różnych narodowości. Podobnie jest w kwestii muzyki współczesnej, o której prawie nic nie wiemy – brak jest platformy, z której można by czerpać informacje o nowej współczesnej muzyce ukraińskiej.
I. S.: To może teraz przejdźmy do tematu literatury.
A. K.: Ukraińska literatura przez dziesięć lat swojego istnienia wypełniła, nieistniejącą od lat sześćdziesiątych, niszę literacką zajmującą się tematyką: sex, drugs and rock’n’roll. Dzisiaj, gdy nisza ta już się wypełniła, powstało uczucie pewnego zawieszenia, tak jakby literatura sama nie wiedziała, w którą stronę ma iść. Brak jest kompasu. Tak jak kiedyś Andruchowycz, Zabużko i Rymaruk odrzucali ukraińskich klasyków, tak teraz młodsze pokolenie odrzuca Andruchowycza, Zabużko i Rymaruka… i nie wie co dalej.
Czuję, że czas eksperymentów już się skończył. Jest to taki przystanek na żądanie. Odpowiedni przycisk wcisnęli jednak nie czytelnicy, a autorzy, który sami nie wiedzą dokąd mają jechać. Poza tym, sytuacja na rynku książki również nie wywołuje entuzjazmu u pisarzy. Są najzwyczajniej zagubieni.
I. S.: Co to za sytuacja?
A. K.: Zamykane są wydawnictwa, księgarnie. Pani zresztą wie o tym lepiej ode mnie. Czytając analizy literatury ukraińskiej, staje się również jasne, że krytycy za literaturę ukraińską uważają teksty pisane wyłącznie po ukraińsku. Inna literatura jest nikomu nie potrzebna. Istnieje zatem pewnego rodzaju biała plama, brak informacji na temat rosyjskojęzycznej literatury w Ukrainie.
Pisarze rosyjskojęzyczni istnieją poza głównym nurtem literackim. W Ukrainie żyje na przykład wielu pisarzy literatury fantastycznej. Część z nich mieszka na Krymie, gdzie asymilują się z literaturą rosyjską, w której ich lepiej odbierają.
Odrobinę lepiej wygląda sytuacja rosyjskojęzycznych poetów ze wschodniej Ukrainy, z którymi mocno współpracuje Serhij Żadan. A przecież istnieje jeszcze krąg autorów skupionych wokół czasopisma „Raduga”.
I. S.: Jakie jeszcze widzi Pan problemy?
A. K.: Za największy problem uważam obecny status literatury krymsko‑tatarskiej. Nikt jej w ogóle nie zna! Można co najwyżej usłyszeć odrobinę na temat poetów, często występujących na festiwalach literackich. A przecież wśród Tatarów krymskich jest aż osiemdziesięciu członków Związku Pisarzy. Ciekawe, ilu jest jeszcze takich, którzy nie są nigdzie zapisani. Nie wierzę, że wśród nich nie ma żadnego utalentowanego autora. Najzwyczajniej nie znamy tej literatury, która jak na razie może liczyć wyłącznie na wydania wchodzące w skład serii „literatura w językach mniejszości narodowych”, stanowiącej część, finansowanego przez państwo, programu Ukrajinśka knyha (Ukraińska Książka).
I. S.: Jak to zmienić?
A. K.: Musi pojawić się sygnał, będący bodźcem do zainteresowania się tą literaturą. Możliwe, że uczeni również i dzisiaj piszą artykuły na temat literatury Tatarów krymskich, jednak nie wychodzą one poza ich hermetyczny świat oraz strony czasopisma „Słowo i Сzas”, które wydawane jest w mikroskopijnym nakładzie.
I. S.: Kto ma dać ten sygnał? Uczeni, a może ogłosi to z trybuny Janukowycz?
A. K.: Po co wzywać nazwisko pisarza Janukowycza nadaremno? Należy postępować bez zbędnego patosu. W kulturze istnieje dobór naturalny. W literaturze musi najzwyczajniej zjawić się osoba, dzięki której kultura rozkwitnie.
I. S.: Już kilka razy wspominał Pan czasy ZSRR i nie mogę teraz o to nie zapytać: co zmieniło się przez dwadzieścia lat niepodległości Ukrainy?
A. K.: Znikła kultura półoficjalna, która mieściła się do dwóch samolotów – jeden dla chóru Wieriowki, a drugi dla zespołu Wirskiego. Znikła sfera literatury radzieckiej, znikł przymusowy związek literatury z polityką.
I. S.: Nie mogę się z tym zgodzić. Dzisiaj ukraińscy pisarze niezwykle wprawnie poruszają się w tematach politycznych.
A. K.: Tak, piszą artykuły, prowadzą kolumny, tworzą blogi. Nie powstają jednak powieści o tematyce społecznej. W literaturze ukraińskiej brakuje dzisiaj tekstów ukierunkowanych społecznie.
I. S.: Są niezwykle polityczne powieści – „Zapysky ukrajinśkoho samaszedszoho” Liny Kostenko czy „Muzeum porzuconych sekretów” Oksany Zabużko.
A. K.: Są to odosobnione teksty. W literaturze brakuje natomiast przedstawienia prawdziwego ukraińskiego życia. Co więcej, współczesna literatura ukraińska nie realizuje państwowego politycznego zamówienia. Dzisiaj pisarze ukraińscy sami decydują, czy chcą brać na siebie tę odpowiedzialność.
I. S.: Wielu artystów zaangażowało się w politykę, kandydując w wyborach parlamentarnych. To też jest przejaw gotowości, aby wziąć na siebie tę odpowiedzialność?
A. K.: Można przytoczyć przykład Wasyla Szklara. Po tym jak napisał powieść „Czornyj woron”, zauważył, że jest odbierany inaczej. Wszystkie prezentacje, z którymi jeździł po Ukrainie stawały się tak naprawdę wiecami. Tak więc nic się nie zmieniło. Trzeba być po prostu świadomym, że polityka przeszkadza twórczości. Odnośnie braci Kapranow, to albo jest to performans lub happening, albo naprawdę zdecydowali się zaangażować w politykę – przynajmniej oni na pewno będą bronić interesów Ukrainy. Dobrym przykładem jest również Lina Kostenko. Pomimo, że nigdy nie startowała w wyborach, uosabia prawdziwe sumienie narodu.
I. S.: Co oznacza to masowe przechodzenie do polityki? Proces ten rozpoczął się jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych.
A. K.: Myślę, że to rozpacz. Niech Pani przypomni sobie o długach wydawnictwa „Zełenyj Pes” („Zielony pies”), o niskich honorariach. Realia ukraińskie nie dają rodzimym pisarzom i wydawcom szansy na normalne istnienie. Nie jest to jednak gonitwa za pieniędzmi, jest to przede wszystkich kwestia ambicji.
I. S.: Ukraińska książka znajduje się w katastrofalnej sytuacji. Czy jest to wina państwa?
A. K.: Rzecz w tym, że tak wygląda sytuacja w przypadku wszystkich sfer działalności kulturalnej.
I. S.: Ale czy ukraińskiej książce w ogóle jest potrzebna pomoc państwa? Odnoszę wrażenie, że nasza kultura nauczyła się obchodzić bez pieniędzy: wydaje się książki elektroniczne zamiast droższych papierowych, tworzy się projekty siłami entuzjastów.
A. K.: Wsparcie państwowe jest potrzebne, ale powinno zostać zinstytucjonalizowane. Jako przykład może posłużyć działalność francuskiego CNL. Państwo przeznacza fundusze, a specjaliści sami już decydują na co zostaną one wydane – na jakie sposoby promocji książki. Przykłady działalności entuzjastów świadczą natomiast o tworzeniu się ukraińskiej mikrokultury. Mikrokultura nie staje się jednak państwową. Może być ciekawa i czytana, ale nie może aspirować do miana szerszego zjawiska, a jedynie być jego małą częścią. Jest wystarczająca jeżeli chodzi o zapewnienie potrzeb zwyczajnych czytelników– jest to właśnie nakład półtora, dwóch tysięcy egzemplarzy, który dzisiaj spotykamy najczęściej.
I. S.: Czego potrzeba, aby kultura‑mikro stała się państwową? Jest to ruch z góry czy z dołu?
A. K.: Jest to ruch dwustronny. W tym celu potrzeba jednak, aby kultura stała się samowystarczalna, nauczyła się sprzedawać jak produkt. Potrzebni są konsumenci – klasa średnia. Dzisiaj Ukraińcy nie mają pieniędzy, aby wydawać je na kulturę.
I. S.: Jaka jest w tym wszystkim rola ministerstwa kultury?
A. K.: Ministerstwo kultury mogłoby równie dobrze zastąpić kilka biur księgowych. Jak na razie struktura ta zajmuje się wyłącznie podziałem środków budżetowych czy wypłacaniem pensji.
I. S.: Jak wygląda wymiana kulturalna pomiędzy Ukrainą a innymi krajami?
A. K.: Jest postęp. Na przykład w listopadzie 2012 roku festiwal literacki w mieście Cognac (Francja) przyjmował Ukrainę jako głównego gościa. W 2013 roku odbędzie się natomiast pierwszy poświęcony Ukrainie literacki festiwal w Austrii. Pewne rzeczy są na etapie planowania. Jest zatem potencjalny popyt.
Inicjatywa wychodzi zza granicy i od nas. Festiwal w Austrii odbędzie się na przykład dzięki mojemu wsparciu. Festiwal w mieście Cognac to z kolei efekt pracy Iryny Dmytryszyn, Anetty Antonenko, Mykoły Krawczenki i mojej osoby. Gdybyśmy nie podejmowali wysiłków, to nikt by Ukrainy nie zapraszał. Tylko raz zostaliśmy zaproszeni do Frankfurtu, i jeszcze w Lipsku odbywa się trzyletni program partnerski skierowany do Ukrainy, Polski i Białorusi.
I. S.: Nawiasem mówiąc, z Polakami jakby już tradycyjnie mamy niezłe stosunki kulturalne?
A. K.: W sensie politycznym istnieją dwaj nasi adwokaci– Polska i Litwa. Oknem na świat dla ukraińskiej kultury mogą stać się jeszcze Niemcy.
I. S.: Co konkretnie może dać wymiana kulturalna?
A. K.: Pojawi się kulturalne oblicze Ukrainy, ponieważ jak na razie posiada ona bardzo niesympatyczne oblicze polityczne. Na przykład Rosja już długo i ciężko pracuje nad stworzeniem swojego oblicza kulturalnego, tym samym poprawiając swój wizerunek. Polityczne problemy schodzą tym samym na drugi plan. Kwestie polityczne przeminą, a kultura pozostanie.
I. S.: Możliwe, że za granicą kultura ukraińska odbierana jest jako część rosyjskiej?
A. K.: Trudno powiedzieć. W Polsce na pewno nie utożsamia się ze sobą tych dwóch kultur, chociaż kultura rosyjska jest oczywiście bardziej znana.
I. S.: W jednym z wywiadów, przeprowadzonych na potrzeby białoruskiego raportu o stanie kultury i NGO, padła myśl, że Ukraina ma szczęście, posiadając silną diasporę, która pomaga jej w rozwijaniu kultury. Zgadza się Pan z tym twierdzeniem?
A. K.: Ja bym tak nie powiedział. Być może, kiedyś istniały elementy wpływu, gdy diaspora w latach dziewięćdziesiątych zapraszała na występy ukraińskich pisarzy i muzyków oraz organizowała pisarzom całe trasy autorskie. Dzisiaj takiego wpływu nie ma.
I. S.: Co będzie dalej z kulturą ukraińską? Pana prognoza?
A. K.: Niestety, wszystko zależy to od tego, co dalej będzie z ukraińską polityką. Jeżeli Ukraina zyska prestiż zagraniczny, to inne kraje zwrócą równocześnie uwagę na jej kulturę, co oznacza, że zarówno kultura jak i jej działacze otrzymają silny bodziec do tworzenia i do bycia dumnym, z siebie i swojego kraju.
Jeżeli Ukraina nie zdobędzie odpowiedniej pozycji, to nadal będzie kontynuowany program grantowego wspierania kilku młodych twórców, bez organizacji wielkich międzynarodowych projektów. W rezultacie wywoła to za granicą błędne wrażenie, że Ukraina to maleńkie i mało ważne państwo, które najzwyczajniej nie ma ani kulturalnego ani finansowego potencjału, aby posiadać własne kulturalne oblicze.
Andrij Kurkow – urodzony 23 kwietnia 1961 roku w Leningradzie; ukraiński powieściopisarz, tworzący w języku rosyjskim. Jest autorem 18 powieści i 7 książek dla dzieci. Jego dzieła zostały przetłumaczone na 35 języków. Publikował także m.in. w: „The New York Times”, „The Guardian”, „New Statesman”, „La Libération”, „Le Monde”, „Die Welt” i „Die Zeit”. Innym obszarem aktywności twórczej Andrija Kurkowa jest scenopisarstwo. Jego filmowa adaptacja „Sprawy życia i śmierci” została nominowana do nagrody Najlepszy Scenarzysta Roku podczas festiwalu w Berlinie w 1997 roku. Członek Europejskiej Akademii Filmowej (EFA). Jest także laureatem wielu międzynarodowych nagród literackich.
Iryna Sławinska – dziennikarka, tłumaczka, badaczka literatury. Krytyczka literacka portalu „Ukrajinśka Prawda” (www.life.pravda.com.ua), prowadzi program na kanale TVi.
tłum. Paweł Jarosz