Ukraińska kultura – próba wielostronnej diagnozy
– urodziła się, dorastała, mieszka i pracuje w Charkowie. Założycielka i reżyserka niezależnego teatru „Arabeski”. Autorka wielu niezależnych i społecznie ważnych projektów kulturalnych.
Switłana Ołeszko – urodziła się, dorastała, mieszka i pracuje w Charkowie. Założycielka i reżyserka niezależnego teatru „Arabeski”. Autorka wielu niezależnych i społecznie ważnych projektów kulturalnych.
Jak, Pani zdaniem, można ocenić obecny stan kultury niezależnej w Ukrainie? Które czynniki hamują jej rozwój, a które go stymulują? W jakich sferach kultura niezależna zaistniała najsilniej, a w których jej oddziaływanie widoczne jest najsłabiej?
Switłana Ołeszko: O dziwo, ukraińska kultura niezależna jednak istnieje, podobnie jak i sama Ukraina. Jest to istnienie wbrew wszystkiemu, nie dzięki czemuś. Paradoksalnie, wszystko to, co przeszkadza w normalnym rozwoju (olbrzymia korupcja, wadliwe prawo, anachroniczna oświata, brak komunikacji), staje się jednocześnie również czynnikiem stymulującym. Nonkonformizm oraz brak jakiegokolwiek wyboru, przyczyniają się do rozwoju kultury niezależnej, zarówno w środowiskach poszczególnych artystów, jak też wśród różnych grup i instytucji. W większym stopniu rozwinęła się ona tam, gdzie decydującą rolę odgrywa inicjatywa indywidualna. Dotyczy to konkretnych osób i projektów.
Gorzej wygląda kwestia instytucjonalizacji niezależnych inicjatyw kulturalnych, podejmowanych przez grupy artystyczne, festiwale i centra artystyczne – prawie niemożliwym jest odparcie nacisków ze strony państwa. Na przykład, kiedy wprowadzono prawny obowiązek dubbingowania zagranicznych filmów, natychmiast pojawił się szereg udanych rodzimych projektów – kasowe obrazy ze wspaniałym ukraińskim przekładem i świetnymi aktorskimi kreacjami. Na chwilę obecną ukraiński dubbing nie jest już obowiązkowy, co nie tylko pozbawiło pracy całą branżę, ale również uniemożliwiło jej dalszy rozwój.
„Niezależna kultura ukraińska” czy „niezależna kultura w Ukrainie”: które z podanych określeń uważa Pani za bardziej odpowiednie? Czy w obecnej sytuacji aspekt narodowy jest dla kultury niezależnej szansą czy raczej zagrożeniem?
Istnieje wiele przykładów sytuacji, w których artyści czy grupy artystyczne, tworzone przez ludzi nie ukraińskiego pochodzenia, a nawet posługujących się innymi językami, identyfikują się jako Ukraińcy. Można wymienić tutaj chociażby Chwylowego, Szewelowa czy Kurkowa. Ukraina jest zbyt wielka i różnorodna, nie brakuje tu wolności wyboru. Problem leży gdzie indziej. Młodzi ludzie, podobnie jak sto czy dwieście lat temu, ze względu na brak możliwości rozwoju w Ukrainie, muszą ulegać wpływom imperium. W przypadku niektórych dziedzin czy pojedynczych postaci działa to nawet inspirująco, chociażby u Alexandra Archipenki czy innych „ukraińskich paryżan”. Najczęściej jednak stawia nas to w sytuacji wielości identyfikacji – Gogol, Malewicz, Czechow. Bywa jednak, że takie podporządkowanie również zabija, tak jak zabito na lotnisku Domodiewo Annę Jabłonską – odeską dramatopisarkę, która przyleciała do Moskwy po odbiór nagrody za jeden ze swoich utworów. Czy mogła zginąć w wyniku zamachu terrorystycznego w Ukrainie? Być może. Zginęła jednak w Moskwie. Czy mogła pisać dla teatru ukraińskiego w języku ukraińskim? Tak, nawet tego chciała, ale teatr ukraiński jej nie potrzebował. Oczywiście aspekt narodowy jest szansą. Trzeba jednak znaleźć język, w którym będziemy mogli mówić o sobie w taki sposób, aby ktoś jeszcze chciał tego słuchać. Jak na razie jesteśmy w trakcie poszukiwań. Musimy nauczyć się traktować wielonarodowość i wielokulturowość, a także wielojęzyczność Ukrainy jako jej zalety, a nie słabość i nieszczęście.
Jakie zmiany potrzebne są dla rozwoju niezależnej kultury w Ukrainie i jakie widzi Pani sposoby ich wprowadzenia?
Potrzebne są zmiany radykalne i systemowe. Trzeba budować wszystko od początku. Głównym celem jest obalenie opresyjnego, bandyckiego reżimu i sprawienie, aby państwo nie wtrącało się już w kwestie kultury i sztuki. Swoją drogą dobrze by było, gdyby sami działacze kultury zrozumieli, co mają tak naprawdę robić i dla kogo. Dwadzieścia lat istnienia małego niezależnego teatru, który nigdy w żaden sposób nie korzystał z jakiegokolwiek wsparcia ze strony państwa, wiele nas nauczyło, ale również wewnętrznie zmęczyło. Nauczyliśmy się trwać, licząc tylko na siebie, nauczyliśmy się pracować w skrajnych warunkach, a będąc ciągle niezależnymi, nadal pozostaliśmy sobą. Nauczyliśmy się wcielać w życie własne pomysły, znajdować fundusze na konkretne inicjatywy. Wychowaliśmy swoją publiczność i stworzyliśmy pewne środowisko. Nieustannie podnosimy swój poziom zawodowy, przede wszystkim podczas badań terenowych w trakcie naszej codziennej działalności – zgodnie z zasadą „jak nie należy robić”. Spod naszych skrzydeł wypuściliśmy kilka pokoleń aktorów i menadżerów artystycznych. Doskonale zdajemy sobie jednak sprawę, że jeden mały teatr nie może rozwiązać problemu sektora kulturalnego wielkiego państwa, równocześnie postkolonialnego i posttotalitarnego, w którym 99,9 procent polityków i 30 procent wyborców nie chce wprowadzenia żadnych zmian. Nie mamy jednak dodatkowych 10–15 lat, aby czekać na zmiany idące z góry czy z zewnątrz. Zmieniać się powinniśmy już dzisiaj.
Jak ocenia Pani dynamikę rozwoju kultury niezależnej w ostatnich dwóch dziesięcioleciach? Ile ma ona z bezkompromisowej kultury undergroundowej, a ile z pretensjonalnej galerii?
Oczywiście można mówić o pewnej dynamice, ale jej ocena jest bardzo trudna. Doskonałym przykładem jest pojawienie się w ostatnich latach kilku niezależnych konkursów współczesnego dramatu i filmów krótkometrażowych. Po długim okresie narzekań na brak młodych dramaturgów i filmowców, okazało się, że nie jest z nimi aż tak źle. Równocześnie wyszło jednak na jaw, że ich twórczość oscyluje wokół tematu, dotyczącego tego, jak bardzo chcieliby wyjechać z Ukrainy. To takie pokolenie goodbye Ukraine. Z drugiej strony, tego rodzaju mentalna i fizyczna imigracja może wypełnić ukraińską kulturę niezależną nowymi sensami i doświadczeniami. Podobnie, jak emigracja zarobkowa napełnia budżety ukraińskich krewnych. Marzeniem jest, aby ukraińska kultura niezależna rozwijała się bardziej dynamicznie i rozprzestrzeniała w najróżniejszych obszarach. Żyjemy natomiast w państwie, które uważa siebie za monopolistę w dziedzinie kultury, a galerie znalazły się w rękach szarlatanów „stylu”, którzy zawładnęli przestrzenią publiczną i medialną. Niezależni twórcy undergroundowi niestety nie zawsze są tacy bezkompromisowi. Na przykład wielu z tak zwanych ukraińskich muzyków alternatywnych gotowych jest za pieniądze agitować za jakąkolwiek opcją polityczną. Największy problem polega jednak na tym, że kultura niezależna pozbawiona jest w Ukrainie jakiegokolwiek spectrum możliwości. Władza i komercja wypiera nas z naszego podziemia.
tłum. Paweł Jarosz
________________________________________________________
Wołodymyr Tychyj – producent, reżyser, scenarzysta. Absolwent Kijowskiego Państwowego Instytutu Teatralnego im. Iwana Karpenki-Karego, w pracowni Mychajła Illenki (1997). Scenarzysta i reżyser filmów „Underground” (1992), „Sokyrra” („Siekierra”, 1995), „Dach” (1996), „Rusałońka” („Rusałeczka”, 1996), „Myjnyky awtomobiliw” („Myjący samochody”, 2001), reżyser filmów „Gudzyk” („Guzik”, 2008) i „Tajemnyczyj ostriw” („Tajemnicza wyspa”, 2008), producent projektu „Mudaky. Arabesky” („Pacany. Arabeski”, 2009−2010), producent, reżyser i scenarzysta projektu „Ukraino, goodbye!” (2012−2012), laureat licznych nagród.
Jak, Pana zdaniem, można ocenić obecny stan kultury niezależnej w Ukrainie? Które czynniki hamują jej rozwój, a które go stymulują? W jakich sferach kultura niezależna zaistniała najsilniej, a w których jej oddziaływanie widoczne jest najsłabiej?
Społeczeństwo ukraińskie to społeczeństwo postkolonialne i posttotalitarne. Obecnie dopiero kształtuje się nowa świadomość społeczna, z kiełkującymi wyobrażeniami o kulturze niezależnej. Od czasu do czasu odbywają się pewne wydarzenia artystyczne i kulturalne, które przebiegają poza kontekstem państwowym czy komercyjnym. Nie mają one jednak charakteru systemowego, wynikają przeważnie z aspiracji i ambicji ich organizatorów i nie odpowiadają na żadne zamówienie społeczne. Czyli w najlepszym razie są wydarzeniami na poziomie subkultury.
Niezależna ukraińska kultura ma ten sam ogromny problem, co ukraińskie państwo – brak zdrowej gospodarki. Istnienie w państwie aktywnego, intensywnego życia kulturalnego, jest przede wszystkim oznaką wysokich wskaźników poziomu życia jego obywateli. W przypadku Ukrainy czynniki gospodarcze, stymulujące rozwój jej współczesnej kultury niezależnej, znajdują się w większości poza jej granicami.
Obecnie w Ukrainie najbardziej pewnie mają się sztuki plastyczne. Daje się tu odczuć elementarny brak czynników werbalnych, możliwości bezpośredniego odbioru bez dodatkowych tłumaczy; obecnie można z pełnym przekonaniem mówić o pełnowartościowym współczesnym ukraińskim procesie artystycznym, nierozerwalnie związanym i organicznie wyrastającym z czasów Ukrainy radzieckiej. Ani ukraińska muzyka, ani literatura, ani sztuka filmowa nie mogą się tym niestety pochwalić.
„Niezależna kultura ukraińska” czy „niezależna kultura w Ukrainie”: które z podanych określeń uważa Pan za bardziej odpowiednie? Czy w obecnej sytuacji aspekt narodowy jest dla kultury niezależnej szansą czy raczej zagrożeniem?
Obecnie jesteśmy właśnie świadkami tego, jak „niezależna kultura w Ukrainie” – przeważnie promoskiewska – przeistacza się w „niezależną kulturę ukraińską”, która stara się już odwoływać bezpośrednio do tutejszej publiczności. Właśnie aspekt narodowy odegrał tu chyba decydującą rolę. Być może jest to słabo widoczne z punktu widzenia ukraińskiego tradycjonalizmu, jednak to w tych kosmopolitycznych eksperymentach kulturalnych rodzi się teraz nowy język artystyczny, który zdoła przeprowadzić twórczą analizę współczesnego ukraińskiego społeczeństwa i wykrystalizować w pierwszym rzędzie właśnie jego element narodowy.
Jakie zmiany potrzebne są dla rozwoju niezależnej kultury w Ukrainie i jakie widzi Pan sposoby ich wprowadzenia?
Obecnie ukraińskiej kulturze niezależnej ogromnie brakuje odpowiadających jej – pod względem ducha – przestrzeni, w których mogłaby odbywać się socjalizacja zarówno wykonawców, jak odbiorców. Jednak proces ten stopniowo nabiera dynamiki dzięki prywatnym inicjatywom oligarchów, którzy sądzą, że w ten sposób zyskają autorytet w oczach społeczności ukraińskiej, czy może światowej. Nie będziemy ich przekonywać, że jest inaczej.
Jak ocenia Pan dynamikę rozwoju kultury niezależnej w ostatnich dwóch dziesięcioleciach? Ile ma ona z bezkompromisowej kultury undergroundowej, a ile z pretensjonalnej galerii?
Dynamika rozwoju kultury niezależnej w Ukrainie jest daleka od pożądanej, ale pozostaje całkowicie proporcjonalna do historycznych i kulturowych realiów państwa znajdującego się na wczesnym etapie rozwoju. Mamy w efekcie kilka „straconych” pokoleń, które zmarnowały swoją energię i potencjał twórczy na niezliczone, pozbawione znaczenia i dawno już zapomniane, pseudokomercyjne projekty. Takie podejście wciąż niestety pozostaje dominujące. Dziewięciu na dziesięciu współczesnych ukraińskich twórców kultury usiłuje równocześnie siedzieć na dwóch krzesłach: być nowatorem, a równocześnie zachować atrakcyjność rynkową. Ogólnie rzecz biorąc, niezależnej kultury ukraińskiej, z powodu jej niepełnoletności, terytorium garażowe nie pociąga.
tłum. Katarzyna Kotyńska
________________________________________________________
Olga Kuprijan – urodziła się w 1988 roku na Kijowszczyźnie. Magister literaturoznawstwa Uniwersytetu Narodowego Akademia Kijowsko‑Mohylańska. Autorka licznych artykułów, przeglądów oraz recenzji dla „LitAkcentu”, czasopism „Odnokłasnyk”, „Ukrajinśkyj Żurnał”, „Krytyka”. Interesuje się literaturą dziecięcą, komparatystyką, przekładem, stylem barokowym i zastosowaniem cytatów.
Jak, Pani zdaniem, można ocenić obecny stan kultury niezależnej w Ukrainie? Które czynniki hamują jej rozwój, a które go stymulują? W jakich sferach kultura niezależna zaistniała najsilniej, a w których jej oddziaływanie widoczne jest najsłabiej?
Stawianie diagnoz jest domeną ludzi wywodzących się ze starszego pokolenia, a nie mojego. Ale jeśliby zapytano mnie, z jaką chorobą kojarzy mi się stan kultury niezależnej w Ukrainie, powiedziałabym to, co mi jako pierwsze przychodzi na myśl – toczeń. Jest to choroba, którą zna mniej więcej każdy, chociażby z popularnego serialu Dr House; przy toczniu organizm rozpoznaje swoje komórki jako „obce”, czego konsekwencją jest niszczenie przez system immunologiczny całkiem zdrowych komórek, które są uważane za chore.
Symptomy, które musi przezwyciężać kultura w Ukrainie, są w pewien sposób podobne do tocznia: podejmuje się wiele prób twórczej działalności, jednak próby te często są odbierane jako „chore”. W głównej mierze odnosi się to do kultury młodej, eksperymentów, czyli tego, co nie jest zgodne z tradycją. Nieuchronnie stykamy się z tym, że kultura nie dostrzega samej siebie, a przynajmniej niektórych z jej przejawów – młodzieżowych, radykalnych, ideologicznych. Ważnym byłoby nauczyć się dostrzegać te przejawy, jako część kultury ukraińskiej. Póki co kiepsko to u nas wychodzi.
Przy czym wydaje się, że samo to nieakceptowanie przez kulturę samej siebie, stwarza w pewien sposób wygodne warunki dla działalności artystycznej. Przypomina to sytuację francuskiego ugrupowania literackiego OuLiPo, które, celowo ograniczając się w twórczości, osiągnęło bardzo ciekawe rezultaty. Nie wiem, czy były to arcydzieła, ale z pewnością uchodziły one za coś nowego i ciekawego. Mówiąc o tych sferach, które w coraz większym stopniu podbija kultura niezależna, na początku należy wspomnieć oczywiście o Internecie. Nic nie jest w tym momencie prostsze, niż stworzenie bloga lub strony, albo fanpage’u na Facebooku śledzącego czyjąś twórczość. Tak na przykład rozpoczynała działalność strona Akademii Gogola, z której wywodzi się wielu niezależnych dziś pisarzy i poetów.
Możliwe, że moje wnioski są zbyt pochopne, jednak wydaje się, że festiwale tracą powoli swój status „ostoi kultury”. Nie dlatego, że stają się one gorsze, ale dlatego, że jest ich coraz mniej. Zniknęły Szeszory, zaprzestano organizacji festiwalu Tawrijśki Ihry, bezpowrotnie utraciła coś Krajina Mrij, chociaż może – przyznaję – ja po prostu się rozleniwiłam i ich już nie szukam i nie odwiedzam?
„Niezależna kultura ukraińska” czy „niezależna kultura w Ukrainie”: które z podanych określeń uważa Pani za bardziej odpowiednie? Czy w obecnej sytuacji aspekt narodowy jest dla kultury niezależnej szansą czy raczej zagrożeniem?
Właściwsze jest to drugie. Określenie to daje więcej możliwości, tak więc na przykład jazz, którego przedstawicielem w Ukrainie jest Ołeksij Kohan, jest także jazzem ukraińskim, chociaż nie należy do tradycyjnej kultury ukraińskiej. Według mnie, kiedy sprawa dotyczy kultury, aspekt narodowy nie jest ani szansą, ani zagrożeniem. On albo jest, albo go nie ma. Kiedy jest obecny, wówczas otrzymujemy taki charakterystycznie ukraiński jazz, jak w przypadku lwowskiej grupy Szokoład, lub też taką muzykę, jaką tworzy Dacha Bracha – nikt nie może im zarzucać, że, rzekomo, ich twórczości brakuje narodowego charakteru. Kiedy tego elementu brakuje, tworzysz wtedy w obcym języku, na obcej ziemi, dla obcego czytelnika, słuchacza lub widza, a twoja narodowość w najlepszym wypadku zawiera się jedynie w nazwisku.
Jakie zmiany potrzebne są dla rozwoju niezależnej kultury w Ukrainie i jakie widzi Pani sposoby ich wprowadzenia?
Jeśli należy coś zmienić, to przede wszystkim stosunek ludzi do kultury. Należy wyrabiać gusta oraz uczyć szacunku względem tego, co piękne. Ale przede wszystkim – uczyć zrozumienia. Kultura niezależna, jak nigdy przedtem, potrzebuje dziś zrozumienia, a nie zaczarowania. Może właśnie dlatego coraz mniej dzieł wywołuje zachwyt, a coraz bardziej zwraca się uwagę na to, aby zaskakiwać, nie pozostawić obojętnym. Aby zmienić nasze nastawienie do kultury należy starać się ją zrozumieć. Wsłuchać się w podpowiedzi, których udziela artysta. Nie twierdzę, że zachwycam się większością prac podobnych do tych autorstwa Anisha Kapoora[1], niektóre z nich wywołały wstręt, ale szczerze staram się zrozumieć, dlaczego zostały one zrobione właśnie w ten sposób. Tylko dzięki temu – będąc pewna – mogę coś zmienić.
Jak ocenia Pani dynamikę rozwoju kultury niezależnej w ostatnich dwóch dziesięcioleciach? Ile ma ona z bezkompromisowej kultury undergroundowej, a ile z pretensjonalnej galerii?
Dmytro Czyżewski w odniesieniu do kultury zastosował model sinusoidy. Zgodnie z tą teorią wszystko, co było wcześniej, powraca w nowej interpretacji po jakimś czasie. Może po stuleciu, może po dziesięcioleciu. Dlatego, jeśli uważa się, że w kulturze ukraińskiej lat 90. miał miejsce kulturalny boom we wszystkich jej sferach, a w pierwszym dziesięcioleciu XXI wieku rozwój ten był wątpliwy, to może za jakieś osiem lat będziemy mieć do czynienia z czymś podobnym? Jeśli, oczywiście okresy te trwają dziesięć lat. Dlatego też wstrzymuję się od ocen, wolę poczekać jeszcze osiem lat. Tak będzie ciekawiej!
tłum. Mateusz Zalewski
[1] Anish Kapoor – rzeźbiarz pochodzenia hinduskiego, od lat 70. XX w. żyje i tworzy w Londynie. Jeden z najbardziej wpływowych rzeźbiarzy swojego pokolenia. Wystawę jego prac można było oglądać w Pinchuk Art Centre w okresie maj‑wrzesień 2012 roku.